Światowa sensacja literacka! Najgłośniejsza amerykańska powieść ubiegłego roku, nominowana do Nagrody Bookera i National Book Award; laureatka prestiżowej Kirkus Prize. Zachwycająca powieść o przyjaźni poddanej ogromnej próbie. Oto historia życia czterech przyjaciół - o ich niełatwym dojrzewaniu, ogromnych sukcesach, bolesnych wyborach i tyranii pamięci, od której nie sposób czasem się uwolnić… To również opowieść o jednym z najbardziej fascynujących miast świata - Nowym Jorku - który jest piątym, równorzędnym bohaterem tej olśniewającej książki.
O dostępność zapytaj w bibliotece: sygn.
821.111(73)-3
(1 egz.)
Filia nr 1
O dostępność zapytaj w bibliotece: sygn.
82-3
(1 egz.)
Strefa uwag:
Tyt. oryg.: Little life
Recenzje:
Związki homoseksualne mężczyzm w dużym przybliżeniu. Jeśli kogoś rażą nie powinien brać książki do ręki. Ja przeczytałam ją do końca i uważam, że jest to bardzo wartościowa książka. Przede wszystkim dlatego, że pokazuje do czego zdolni są posunąć się ludzie w czynieniu zarówno zła jak i dobra. Tekst lekko się czyta, a sens na całe życie zapada w pamięci. To książka z najwyższej półki i polecam ją czytelnikom zdolnym do tolerancji i analizy ludzkich charakterów i psychiki.
Co za nuda...jakbym Nad Niemnem po raz kolejny czytała...
Książka trudna i z tych ambitniejszych. Temat nietuzinkowy i nie wszystkim się musi podobać. Przez pierwsze 200 stron nużąca ,chaotyczna , musiałam się zmuszać do czytania.Dużo opisów a mało dialogów. Po tych marnych 200str w końcu zaczyna wyłaniać się ciekawy obraz. Polecam , tylko nie na wakacje a raczej jesienno-zimowe wieczory.
Mnie pochłonęła ta książka bardzo. Myślę, że po jej przeczytaniu można zwiększyć swój dystans do siebie samego.
Zaczęłam i nie skończyłam. Właściwie tyle mogę powiedzieć na jej temat. Z wersji papierowej musiałam przerzucić się na e-booka, bo ta encyklopedia była strasznie nieporęczna. Bestseller... za każdym razem mam ambicje, żeby sprawdzić "dlaczego?". A tym razem się zanudziłam. Smętna, monotonna, w pewnym momencie już nie wiedziałam o czym w zasadzie mowa. Sama jestem typem, który potrafi "lać wodę", ale tutaj przekroczone są wszelkie granice.
(...)Może gdyby "Małe życie" było troszkę mniejsze, to byłoby bardziej zachęcające i ciekawsze. Nie oceniam samej fabuły, bo nie byłam w stanie przez nią przebrnąć, ale sądząc po wysokich ocenach, może warto spróbować? Ja jednak wymiękłam i nie zamierzam do tej książki wracać.
Strasznie zawiły język i poplątane wątki. Szkoda bo temat bardzo mocny.
Zachwytom nie było końca, pierwsze miejsca na listach rankingów zagarnięte, czytelnicy zaczarowani – nie mogą funkcjonować, bo siedzą w domach wbici w fotele i przytłoczeni emocjami, nadmiarem tragedii i… a może jednak nudą? Małe życie to niemała książka, ciężka i – mam wrażenie – skierowana do wąskiego grona osób. Chociaż już sama nie wiem, bo wystarczy wejść na stronę Lubimy Czytać, by zobaczyć mnóstwo opinii przepełnionych zachwytem i fascynacją.
(...)Jak do tej pory ufałam czytelnikom tego portalu i rzadko kiedy książka powyżej ośmiu gwiazdek mi się nie spodobała, tak teraz czuję się zawiedziona. Ale zacznijmy od początku… „Małe życie” z założenia opowiada historię czwórki przyjaciół na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Każdy z nich jest swego rodzaju artystą: malarz JB, architekt Malcolm, aktor Willem i prawnik Jude. Poznajemy ich, gdy wynajmują razem mieszkanie i wkraczają w dorosłe życie. Chociaż „poznajemy” to jak dla mnie za dużo powiedziane, ale niech tak już zostanie. Po mniej więcej dwustu stronach powieści autorka skupia się na życiu jednego z przyjaciół, Jude’a, który zaczyna odnosić wiele sukcesów, zdobywa sympatię kolejnych wpływowych osób, wiedzę i doświadczenie. Jude jednak nie jest jednym z tych zwykłych chłopaków, których można spotkać na ulicach miasta. Tragiczna przeszłość, trauma z dzieciństwa trawiąca go nawet w dorosłości i wypadek rzutujący na jego zdrowie do końca życia odciskają na psychice bohatera widoczne piętno, przez które on sam nie potrafi zaakceptować siebie takiego, jaki jest. W dobrych uczynkach i miłych słowach innych ludzi doszukuje się drugiego dna, jest ostrożny i przewrażliwiony. Każdy dzień dla Jude’a jest wyzwaniem ponad jego siły. Na szczęście poznaje Harolda, który jest jego wykładowcą. Między tą dwójką rodzi się głęboka i szczera przyjaźń – i choć w tle jest wciąż obecny Willem, to właśnie ta relacja na długo wychodzi na pierwszy plan… Jednak nawet z nim Jude nie chce rozmawiać i zamyka się w sobie, gdy temat rozmowy schodzi na jego przeszłość. Wszystko zamknął gdzieś głęboko w sobie i nikomu nie chce zdradzić wszystkich bolesnych tajemnic. „– Ty sam mi mówiłeś, żeby nigdy niczego nie przyjmować po prostu (…). – To na uczelni i w sądzie (…). Nie w życiu. W życiu, widzisz, Jude, czasami miłe rzeczy zdarzają się dobrym ludziom. Nie musisz się martwić, nie zdarzają się tak często, jak powinny. Ale gdy się zdarzają, dobrym ludziom pozostaje tylko powiedzieć „dziękuję” i iść dalej (…)”. Naprawdę trudno coś więcej powiedzieć o fabule, jeśli chce się uniknąć spoilerów, o które nietrudno przy tak obszernej książce. Może i „Małe życie” zasługuje na miano dobrej powieści, ale myślę, że rozgłos i opinie są trochę przesadzone. Może to po prostu do mnie nie przemawia, może źle do niej podeszłam. Nastawiłam się na opowieść o przyjaźni, której właściwie potrzebowałam: ambitnej lektury z niebanalnym tematem, ale też lektury przyjemnej. „Małe życie” natomiast nic przyjemnego w sobie nie miało, przeciwnie – męczyły mnie przydługie i momentami zbędne opisy, historie opowiedziane czasami zbyt szczegółowo, czasami po łebkach, męczył mnie nadmiar negatywnych emocji i atmosfera psychicznego wyniszczenia. Męczył mnie główny bohater. Zapytacie zapewne dlaczego. „Uparty jak osioł” to bardzo dobre określenie. Uparł się, że nic nikomu nie powie, uparł się, że nic nie zrobi, by sobie pomóc, a nawet będzie się starał niszczyć swoje ciało na każdym kroku. W dobrych momentach życia wciąż doszukuje się oszustwa, nawet jako dorosły mężczyzna nie potrafi podejść do życia choć trochę odpowiedzialnie. I jeszcze gdyby jego tajemnica była niezmiernie zaskakująca, to może bym to zrozumiała… Ale to było do przewidzenia. Już po kilku stronach zorientowałam się, co takiego ukrywa Jude. Bohater ten przeżył coś strasznego, co wiem, że się zdarza, niestety, ale też nie próbował się w żaden sposób podnieść po tylu upokorzeniach i porażkach. Jude jest postacią, na którą spadły wszystkie (no może większość) możliwe krzywdy życia i przez to dla mnie jest zbyt… sztuczny, mało wiarygodny. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że zamiar fabuły był bardzo ciekawy: opisać kilkadziesiąt lat z życia przyjaciół to pomysł wręcz genialny, gorzej z jego realizacją. Wieje nudą, krótko mówiąc. Kilka linijek dialogu przeplata się z kilkoma akapitami opisów, a wszystko to sprawia wrażenie, jakby autorka chciała mnie zmusić do współczucia Jude’owi. Postacie pojawiające się w jego życiu robią dokładnie to samo… Mężczyzna za mężczyzną, gdzieś tam w tle kobiety statystki i wciąż nieufność Jude’a. Poza tym… W dzisiejszych czasach związki homoseksualne nie są już tematem tabu, wszyscy o nich wiedzą, nikt nie ukrywa ich istnienia… Ale czy to znaczy, że za wszelką cenę w książce trzeba kilka razy je podkreślać, wyciągając nawet ponad heteroseksualne? Także do narracji miałam momentami zastrzeżenia. Może to wynikać z mojego braku skupienia, bo już po kilkuset stronach męczyłam tę książkę dosłownie z obowiązku, ale zmienne poziomy narracji czasami sprawiały, że nie rozumiałam, o kim czytam, do kogo jest to skierowane i kto to pisze. Raz narrator jest bohaterem, raz obserwatorem… Naprawdę momentami trudno było się połapać. Już na początku tak się czułam, ale uznałam, że „to się musi po prostu rozwinąć”. „Jakże często przyjaźń i koleżeństwo sprzeciwiają się logice, jak często omijają tych, którzy na nie zasługują, jak często czepiają się dziwaków, ludzi złych, specyficznych, złamanych”. „Małe życie” opowiada historię prawdziwej i bezinteresownej przyjaźni, która nie zwraca uwagi na wady i przeszłość. Jednak jest też chyba powieścią typowo amerykańską, dlatego nie przypadła mi do gustu. A może po prostu spodziewałam się czegoś innego, delikatniejszego i poważnego zarazem? Może sama nie wiem, czego się spodziewałam? Wiem jedno: momentami miałam ochotę tą książką rzucić, innym razem na niej zasnąć. Jeśli macie słabe nerwy, jesteście zmęczeni codziennością i zestresowani własnym życiem, myślę, że nie powinniście sięgać po tę opowieść. Jest na swój sposób piękna, ale bardzo męcząca, co głównie wpłynęło na mój odbiór. Jednak nie podchodźcie do niej nastawieni na przyjemną lekturę. To nie jest czytadełko na kilka wieczorów, to jest książka ambitna i dobra, ale… No właśnie – wciąż to „ale”… „(...) to jest miłość szczególna, ponieważ jej podstawą nie jest atrakcyjność fizyczna ani przyjemność, ani intelekt, tylko lęk. Człowiek nie wie, czym jest lęk, dopóki nie ma dziecka, i może ten fakt podstępnie wpędza nas w myślenie, że taka miłość jest przemożna, bo sam lęk jest przemożny. (...)”.
„Małe życie” książka wyzwalająca wszelkie emocje. Przedstawiona w niej historia głównego bohatera jest wręcz nieprawdopodobna. To opowieść o życiu niewielkiej grupki przyjaciół, którzy dla siebie nawzajem są w stanie zrobić absolutnie wszystko. Jest to powieść bez granic. Nie istnieje w niej granica przyjaźni, miłości, wzajemnego zaufania, nie ma też wyznaczonej granicy ludzkiego cierpienia. Lektura ta to niebywale trudne przeżycie dla czytelnika.
(...)Jest przepełniona bólem, cierpieniem, traumatycznymi przeżyciami. Wzbudza też lęk, momentami oburzenie, złość, a także wściekłość. Z jakiego powodu? Z racji nieudolności głównego bohatera, jego niezdecydowania, asymilacji, życiowego zdezorientowania, ciągłego wzmożonego pesymizmu, uległości oraz braku podejmowania decyzji w sposób w pełni świadomy i racjonalny. Uff... Długo można by dywagować na temat tej pozycji. Faktem jest jednak, że aby móc wydać na jej temat obiektywną opinię należy ją poznać w całości. Czy zaskakuje? Niekoniecznie... Z całą pewnością wykańcza psychicznie, ale myślę, że jest tego warta. Interesująca i frapująca zarazem. Polecam tylko i wyłącznie wytrwałym CZYTACZOM.
Najbardziej przereklamowana książka ostatnich lat. Książka jest przesadnie długa i nudna. Miała to być historia o przyjaźni, a jest historia gejowskiego związku (momentami ze zbyt wieloma szczegółami). Głowny bohater, Jude, jest wręcz żałosny - ma wszystko (wielu przyjaciół, kochającą rodzinę, dobrą pracę, mnóstwo pieniędzy, piękne mieszkanie), a książka zawiera prawie wyłącznie jego narzekania i użalanie się nad sobą.
(...)Osobiście nie wytrzymałabym z taką osobą minuty w jednym pomieszczeniu. Na dodatek jego historia jest wręcz absurdalnie nierealna i przejaskrawiona, przesadzona i fantastyczna. I oczywiście nudny już wątek pt. każdy ksiądz/zakonnik to pedofil i sadysta. Beznadziejna książka. Szkoda czasu i rąk (na dźwiganie tej cegły).
Ta książka jest najbardziej przereklamowaną jaką czytałam. Nie podzielam zachwytów nad nią i bardzo się dziwię, że uznane czasopisma tak ją promują. "Małe życie" pokazuje alternatywną rzeczywistość: 90% bohaterów w powieści to osoby homoseksualne, osoby heteroseksualne można policzyć na palcach jednej ręki. Homoseksualne są sąsiadki, wykładowcy, przyjaciele, kuzynki oraz główni bohaterowie. Oczywiście, że pisarz to jest osoba,
(...)która między innymi myśli sobie "obejrzę rzeczywistość i ją pokażę", homoseksualizm istnieje w społeczeństwie, ale nie w takim natężeniu o jakim pisze autorka. W jakimś momencie kiedy pojawia się setna postać i okazuje się, że także jestem gejem lub lesbijką staje się to groteskowe i śmieszne. W powieści wspomniana jest również zmiana płci, problemy rasowe i pedofilia (oczywiście w wykonaniu osób duchownych). Postacie, które są konserwatywne jeśli są bohaterami pozytywnymi autorka opatruje komentarzem "był konserwatystą, ale myślącym". Widocznie dla autorki oczywistym jest, że osoby przywiązujące wagę do tradycyjnych wartości to osoby "niemyślące". Bohaterowie tej powieści irytowali mnie. Jude został przedstawiony jako bardzo pokrzywdzony mężczyzna z trudnym dzieciństwem, które ma usprawiedliwić wszystkie jego złe wybory i skłonności samodestrukcyjne. W dorosłym życiu wszystko kręciło się wokół niego. Przyjaciele po macoszemu traktowali swoje żony i partnerki, ale Jude'a traktowali jak jajko. Jeden beształ drugiego za to, że nie rzucił pracy i wszystkich ważnych sprawach, żeby sprawdzić czy przypadkiem Jude z własnej woli nie robi sobie krzywdy. Kolejną wadą tej powieści jest właśnie to, że autorka starała się odmalować przynajmniej dwóch głównych bohaterów jako świetliste anioły, dobre i bez skazy, tymczasem ja widzę dwóch Piotrusiów Panów, którzy ciągle chcą prowadzić chłopięce niedojrzałe życie bez poważnych decyzji i zobowiązań. Odniosłam takie wrażenie, że kobiety kojarzą się bohaterami właśnie z tym co każe im zrezygnować z tej beztroski, dlatego partnerki trzymane są na dystans. W ogóle "Małe życie" ukazuje związki mężczyzn z kobietami jako te gorsze relacje, te, w których więzi są powierzchowne, płytkie, wartościowe są tylko relacje mężczyzn z mężczyznami. To w związkach homoseksualnych tworzone są prawdziwe więzi. Zacytuję tutaj zdanie z recenzji Pana Marcina "Co ciekawe na kartach tej powieści kobiet nie ma wcale, są tłem właściwie niewidocznym i nie wypowiadają ani jednego mądrego, znaczącego czy istotnego dla przebiegu fabuły zdania (to spostrzeżenie zawdzięczam Jadwidze Jędryas)". Ogółem powieść jest napisana tak jakby autorka chciała się podlizać ruchom lgbt oraz wszystkim lewicowym. Jest przerysowana i groteskowa. Jej najgorszym mankamentem jednak jest to, że odbiera nadzieję.
książka,którą warto przeczytać .po jej przeczytaniu zostaje refleksja .Polecam
Wspaniała książka, wciągająca, smutna, pozostaje długo w pamięci.
Szczerze i bez nowomowy szkoda czasu na taka literaturę. Zero wartości podlane sosem tragicznych przeżyć jednego z bohaterów. Nowoczesność w kosmopolitycznym wydaniu czyli wielorasowość i niebinarność na topie. Nie wiem komu dedykować powieść chyba tylko masochistom z 56 płci. Ten pustak ma prawie tysiąc stron. Masakra. nota 1.
Piękna, wzruszająca!
Jak ważne jest to jak traktujemy tych, których spotykamy na naszej drodze. Czlowiek może wyrządzić wiele zła ale i dać wiele miłości. Chcemy czy nie, żyjemy w relacjach. Książka bardzo wzruszajaca.
800 stron. I to bardzo ciężkich. Nie tylko przez masę trudnych, traumatycznych przeżyć bohatera, szokujących opisów. Po przeczytaniu tej książki głownie jestem przetyrana opisami jedzenia w kuchni, siedzenia, patrzenia w okno. Mam wrażenie, że 80% treści w książce jest zbędna.
Piękna. Mocna.
Pozycja została dodana do koszyka.
Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej
SOWA OPAC :: wersja 6.4.1 (2024-11-08)
Oprogramowanie dostarczone przez SOKRATES-software.
Wszelkie uwagi dotyczące oprogramowania prosimy zgłaszać w bibliotece.
Temat nietuzinkowy i nie wszystkim się musi podobać.
Przez pierwsze 200 stron nużąca ,chaotyczna , musiałam się zmuszać do czytania.Dużo opisów a mało dialogów.
Po tych marnych 200str w końcu zaczyna wyłaniać się ciekawy obraz. Polecam , tylko nie na wakacje a raczej jesienno-zimowe wieczory.
Bestseller... za każdym razem mam ambicje, żeby sprawdzić "dlaczego?". A tym razem się zanudziłam. Smętna, monotonna, w pewnym momencie już nie wiedziałam o czym w zasadzie mowa. Sama jestem typem, który potrafi "lać wodę", ale tutaj przekroczone są wszelkie granice. (...) Może gdyby "Małe życie" było troszkę mniejsze, to byłoby bardziej zachęcające i ciekawsze.
Nie oceniam samej fabuły, bo nie byłam w stanie przez nią przebrnąć, ale sądząc po wysokich ocenach, może warto spróbować? Ja jednak wymiękłam i nie zamierzam do tej książki wracać.
„– Ty sam mi mówiłeś, żeby nigdy niczego nie przyjmować po prostu (…).
– To na uczelni i w sądzie (…). Nie w życiu. W życiu, widzisz, Jude, czasami miłe rzeczy zdarzają się dobrym ludziom. Nie musisz się martwić, nie zdarzają się tak często, jak powinny. Ale gdy się zdarzają, dobrym ludziom pozostaje tylko powiedzieć „dziękuję” i iść dalej (…)”.
Naprawdę trudno coś więcej powiedzieć o fabule, jeśli chce się uniknąć spoilerów, o które nietrudno przy tak obszernej książce. Może i „Małe życie” zasługuje na miano dobrej powieści, ale myślę, że rozgłos i opinie są trochę przesadzone. Może to po prostu do mnie nie przemawia, może źle do niej podeszłam. Nastawiłam się na opowieść o przyjaźni, której właściwie potrzebowałam: ambitnej lektury z niebanalnym tematem, ale też lektury przyjemnej. „Małe życie” natomiast nic przyjemnego w sobie nie miało, przeciwnie – męczyły mnie przydługie i momentami zbędne opisy, historie opowiedziane czasami zbyt szczegółowo, czasami po łebkach, męczył mnie nadmiar negatywnych emocji i atmosfera psychicznego wyniszczenia. Męczył mnie główny bohater. Zapytacie zapewne dlaczego. „Uparty jak osioł” to bardzo dobre określenie. Uparł się, że nic nikomu nie powie, uparł się, że nic nie zrobi, by sobie pomóc, a nawet będzie się starał niszczyć swoje ciało na każdym kroku. W dobrych momentach życia wciąż doszukuje się oszustwa, nawet jako dorosły mężczyzna nie potrafi podejść do życia choć trochę odpowiedzialnie. I jeszcze gdyby jego tajemnica była niezmiernie zaskakująca, to może bym to zrozumiała… Ale to było do przewidzenia. Już po kilku stronach zorientowałam się, co takiego ukrywa Jude. Bohater ten przeżył coś strasznego, co wiem, że się zdarza, niestety, ale też nie próbował się w żaden sposób podnieść po tylu upokorzeniach i porażkach. Jude jest postacią, na którą spadły wszystkie (no może większość) możliwe krzywdy życia i przez to dla mnie jest zbyt… sztuczny, mało wiarygodny.
Nie mogę jednak zaprzeczyć, że zamiar fabuły był bardzo ciekawy: opisać kilkadziesiąt lat z życia przyjaciół to pomysł wręcz genialny, gorzej z jego realizacją. Wieje nudą, krótko mówiąc. Kilka linijek dialogu przeplata się z kilkoma akapitami opisów, a wszystko to sprawia wrażenie, jakby autorka chciała mnie zmusić do współczucia Jude’owi. Postacie pojawiające się w jego życiu robią dokładnie to samo… Mężczyzna za mężczyzną, gdzieś tam w tle kobiety statystki i wciąż nieufność Jude’a. Poza tym… W dzisiejszych czasach związki homoseksualne nie są już tematem tabu, wszyscy o nich wiedzą, nikt nie ukrywa ich istnienia… Ale czy to znaczy, że za wszelką cenę w książce trzeba kilka razy je podkreślać, wyciągając nawet ponad heteroseksualne? Także do narracji miałam momentami zastrzeżenia. Może to wynikać z mojego braku skupienia, bo już po kilkuset stronach męczyłam tę książkę dosłownie z obowiązku, ale zmienne poziomy narracji czasami sprawiały, że nie rozumiałam, o kim czytam, do kogo jest to skierowane i kto to pisze. Raz narrator jest bohaterem, raz obserwatorem… Naprawdę momentami trudno było się połapać. Już na początku tak się czułam, ale uznałam, że „to się musi po prostu rozwinąć”.
„Jakże często przyjaźń i koleżeństwo sprzeciwiają się logice, jak często omijają tych, którzy na nie zasługują, jak często czepiają się dziwaków, ludzi złych, specyficznych, złamanych”.
„Małe życie” opowiada historię prawdziwej i bezinteresownej przyjaźni, która nie zwraca uwagi na wady i przeszłość. Jednak jest też chyba powieścią typowo amerykańską, dlatego nie przypadła mi do gustu. A może po prostu spodziewałam się czegoś innego, delikatniejszego i poważnego zarazem? Może sama nie wiem, czego się spodziewałam? Wiem jedno: momentami miałam ochotę tą książką rzucić, innym razem na niej zasnąć. Jeśli macie słabe nerwy, jesteście zmęczeni codziennością i zestresowani własnym życiem, myślę, że nie powinniście sięgać po tę opowieść. Jest na swój sposób piękna, ale bardzo męcząca, co głównie wpłynęło na mój odbiór. Jednak nie podchodźcie do niej nastawieni na przyjemną lekturę. To nie jest czytadełko na kilka wieczorów, to jest książka ambitna i dobra, ale… No właśnie – wciąż to „ale”… „(...) to jest miłość szczególna, ponieważ jej podstawą nie jest atrakcyjność fizyczna ani przyjemność, ani intelekt, tylko lęk. Człowiek nie wie, czym jest lęk, dopóki nie ma dziecka, i może ten fakt podstępnie wpędza nas w myślenie, że taka miłość jest przemożna, bo sam lęk jest przemożny. (...)”.
"Małe życie" pokazuje alternatywną rzeczywistość: 90% bohaterów w powieści to osoby homoseksualne, osoby heteroseksualne można policzyć na palcach jednej ręki. Homoseksualne są sąsiadki, wykładowcy, przyjaciele, kuzynki oraz główni bohaterowie. Oczywiście, że pisarz to jest osoba, (...) która między innymi myśli sobie "obejrzę rzeczywistość i ją pokażę", homoseksualizm istnieje w społeczeństwie, ale nie w takim natężeniu o jakim pisze autorka. W jakimś momencie kiedy pojawia się setna postać i okazuje się, że także jestem gejem lub lesbijką staje się to groteskowe i śmieszne. W powieści wspomniana jest również zmiana płci, problemy rasowe i pedofilia (oczywiście w wykonaniu osób duchownych). Postacie, które są konserwatywne jeśli są bohaterami pozytywnymi autorka opatruje komentarzem "był konserwatystą, ale myślącym". Widocznie dla autorki oczywistym jest, że osoby przywiązujące wagę do tradycyjnych wartości to osoby "niemyślące".
Bohaterowie tej powieści irytowali mnie. Jude został przedstawiony jako bardzo pokrzywdzony mężczyzna z trudnym dzieciństwem, które ma usprawiedliwić wszystkie jego złe wybory i skłonności samodestrukcyjne. W dorosłym życiu wszystko kręciło się wokół niego. Przyjaciele po macoszemu traktowali swoje żony i partnerki, ale Jude'a traktowali jak jajko. Jeden beształ drugiego za to, że nie rzucił pracy i wszystkich ważnych sprawach, żeby sprawdzić czy przypadkiem Jude z własnej woli nie robi sobie krzywdy.
Kolejną wadą tej powieści jest właśnie to, że autorka starała się odmalować przynajmniej dwóch głównych bohaterów jako świetliste anioły, dobre i bez skazy, tymczasem ja widzę dwóch Piotrusiów Panów, którzy ciągle chcą prowadzić chłopięce niedojrzałe życie bez poważnych decyzji i zobowiązań. Odniosłam takie wrażenie, że kobiety kojarzą się bohaterami właśnie z tym co każe im zrezygnować z tej beztroski, dlatego partnerki trzymane są na dystans. W ogóle "Małe życie" ukazuje związki mężczyzn z kobietami jako te gorsze relacje, te, w których więzi są powierzchowne, płytkie, wartościowe są tylko relacje mężczyzn z mężczyznami. To w związkach homoseksualnych tworzone są prawdziwe więzi. Zacytuję tutaj zdanie z recenzji Pana Marcina "Co ciekawe na kartach tej powieści kobiet nie ma wcale, są tłem właściwie niewidocznym i nie wypowiadają ani jednego mądrego, znaczącego czy istotnego dla przebiegu fabuły zdania (to spostrzeżenie zawdzięczam Jadwidze Jędryas)".
Ogółem powieść jest napisana tak jakby autorka chciała się podlizać ruchom lgbt oraz wszystkim lewicowym. Jest przerysowana i groteskowa. Jej najgorszym mankamentem jednak jest to, że odbiera nadzieję.