Piękne samochody, kobiety, zimna wódka i gorąca krew. Boks, dzielnice nędzy i luksusowe burdele, błoto Woli i eleganckie ulice Śródmieścia. Żydzi i Polacy. Getto ławkowe i walki uliczne. Etniczny, społeczny, religijny i polityczny tygiel Warszawy 1937 roku. A ponad wszystkimi podziałami zasady gangsterskiego świata, w którym siła jest najcenniejszą walutą. Wszystko zaczyna się w zatłoczonej sali Kina Miejskiego, gdzie rozentuzjazmowana publiczność przygląda się walce bokserskiej. Trwa ostatnie starcie w meczu o drużynowe mistrzostwo stolicy. Polscy kibice dopingują reprezentanta Legii - znanego falangistę Andrzeja Ziembińskiego. Z żydowskich trybun dobiegają okrzyki na cześć zawodnika klubu Makabi Warszawa, Jakuba Szapiry. Ten wieczór należy do niego. Wśród wiwatów jednych i gwizdów drugich, triumfowi Szapiry przyglądają się siedemnastoletni Mojżesz Bernsztajn oraz Kum Kaplica - stary bojownik PPS, socjalista i król warszawskiego półświatka. Czterdzieści lat później, w Tel Awiwie, emerytowany żołnierz Mosze Inbar pochyla się nad maszyną do pisania, by powrócić do wieczoru, w którym po raz pierwszy ujrzał na ringu pięknego, zuchwałego i niezmiernie pewnego siebie boksera. Wówczas nie wiedział jeszcze, że w 1937 roku to właśnie Szapiro, prawa ręka Kaplicy, zabił jego ojca z powodu niespłaconego długu. Nie przypuszczał też, jak wiele w jego życiu zmieni jeden wieczór i spotkanie z Kumem Kaplicą... Targani namiętnościami bohaterowie, żywe konflikty i emocje, wciągająca akcja i jej nieprzewidywalne zwroty. Do tego pierwszy w polskiej powojennej literaturze tak ciekawy i wolny od mitologizowania portret żydowskiego bohatera oraz pasjonujące realia Warszawy lat 30. XX wieku. Literacki knock-out.
Czy lektura „Króla” wnosi coś w życie czytelnika? Ba, czy wnosi cokolwiek w moje życie? Odpowiedź na drugie pytanie znam, stąd i moje mniemanie, że tym sposobem odpowiem i na pierwsze. Nic. Czas. Jaki poświęciłam książce Szczepana Twardocha był czasem straconym, wręcz bezpowrotnie zmarnowanym. Czasem, którym mogłam poświęcić na inną lekturę, dodam akcentując – inną lepszą od tej. Autor zbudował klimat powojennej Warszawy,
(...)co stanowi wielki plus tej powieści, klimat niemal plastyczny, lecz na tym owe plusy się kończą. Dominują minusy, mój niesmak i moje wielkie rozczarowanie. Szczepan Twardoch, autor, stał się sławny kilka lat temu. Pokazywał się wszędzie, udzielał wywiadów, reklamował książki własnego pióra oraz manifestował swoim wizerunkiem – intelektualnego przystojniaka dbającego o każdy detal zarówno w pisanych powieściach, jak i starannej prezencji samego siebie. Dobry gust to podstawa, brzmi za pewne jego motto. Dla mnie ktoś taki pazurami walczy o byt i sławę, bo powieści jego pióra same się nie wybijają. Nie mają szans. Jemu się co prawda udało, o czym świadczy zdobyty status jednego z najlepszych pisarzy naszego polskiego poletka literackiego oraz zdobyte nagrody czytelnicze, ale i tym też można wiele zarzucić. „Król” jest osadzony w tematyce żydowskiego półświatka, gangsterskiego podziemia (choć czasem ów żydówki klimat przeplata się z chrześcijaństwem, z jidysz, antysemityzmem, czy syjonizmem) i amatorowi trudno połapać się w tych mieszankach powieści. W tym całym miszmaszu, gdzie rządzą narkotyki, leje się wódka, prostytutki ulegają, a twoje miejsce w knajpie jest święte i nienaruszalne przez innego klienta. Kobiety są głupie, bite przez mężów w czterech ścianach własnych mieszkań, poniżane. Warszawa u Twardocha jest – bez owijania w ładne słowa – śmierdzącym silosem, kompostem społeczników. Nasza stolica spowita jest dusznym dymem tytoniowym, a korytami rzek płynie majona wódka. Brak poczucia własnej wartości, brak szacunku względem siebie, nie wspominając już o szacunku wobec innych. Tu wartość ma jedynie chwila obecna i zysk, najlepiej wymierny. Nic więcej. Byleby być na wierzchu. A że poleje się krew? Że będą ofiary? A czy to pierwszy raz? Wszystko kosztuje i wedle biblijnego przesłania, „coś za coś”. Ta książka jest obleśna. Sięgnęłam po nią tylko i wyłącznie z konieczności. Nie ukrywam – czekałam na petardę wyjątkowości. Wiele recenzji rozpływa się w anielskich zachwytach, a Twardoch jawi się w nich jako niebanalny pisarz, wyjątkowy wręcz, pisarz z wysokiej półki. Tak podeszłam do „Króla” i tak założyłam, że to będzie wyśmienita lektura. I co? Z mozołem dobiłam do sto pięćdziesiątej strony i poddałam się. Padłam na ring bokserski otumaniona szybkimi prawymi sierpowymi. I choć początek „Króla” mnie wkręcił, ba, wręcz bardzo zainteresował i udzielała mi się atmosfera sportowej ekscytacji walką na ringu. I choć poczułam się jak kibic siedzący obok Mosze Bernsztajna, późniejszego Mojżesza Inbara, patrzyłam na walczącego Jakuba Szapiro, mordercę na zlecenie, a kątem oka zerkałam na Kumę Kapicę, tak po setnej stronie straciłam cały entuzjazm. Gubiłam wątki, myliłam nowe postacie, stare zresztą też, bo pojawiają się inne ich imiona, nazwiska, czy pseudonimy. Nie łapiesz już ich przeszłości i wzajemnych korelacji. Żonglerka autora nijak ma się dla czytelnika, który nie zna żydowskiego półświatka powojennej Warszawy. Do tego wiecznie bicie, alkohol, poniżanie i mamona. I walka o władzę, o bycie Królem nawet we własnym domu.
Warszawa u progu II Wojny Światowej stanowi tło najnowszej powieści Szczepana Twardocha. Dochodzi tutaj do zderzenia dwóch perspektyw Polski: żydowskiej z polską. Autor przedstawia wielokulturowy warszawski świat targany konfliktami narodowymi, religijnymi, społecznymi oraz politycznymi. Dwa odrębne światy i dwie całkowicie różne perspektywy. Głównym jej bohaterem jest siedemnastoletni Mojżesz Bernsztajn, którego ojciec pobożny Żyd ginie z rąk niejakiego Jakuba Szapiro,
(...)warszawskiego urki. Sam morderca postanawia zadbać jednak o dalszy los Mojżesza. Jest rok 1937. Połową żydowskiej stolicy rządzi wcześniej wspomniany Jakub i Jan Kaplica. Świat przedstawiony w powieści należy do warszawskiej gangsterki. Bohaterowie mordują się bez większego zastanowienia. Bardzo rzadko pozostają trzeźwi, nadużywają narkotyków. Przez długi czas akcja rozgrywa się w barze luksusowego burdelu, przez co Twardoch po mistrzowsku wykorzystuje cały ten egzystencjalny brud. Jego opisy bijatyk, pijatyk i orgii są ekspresyjne, dynamiczne i bardzo intensywne. Krótko rzecz ujmując powieść ta to doskonale napisana gangsterska saga bardzo mocno zakorzeniona w historii Warszawy.
Pod koniec lat siedemdziesiątych emerytowany żołnierz Mosze Inbar wspomina swoją młodość w przedwojennej Warszawie i pewien wieczór, gdy zobaczył walkę bokserską między reprezentantem Legii - Andrzejem Ziembińskim, a przedstawicielem żydowskiego klubu Makkabi - Jakuba Szapiry. To Szapiro zabija ojca Moszego (wtedy jeszcze Mojżesza) za niespłacone długi. Spotkanie z szefem boksera, gangsterem Kum Kaplicą, zmienia życie Mojżesza,
(...)który poznaje inną Warszawę, nie tylko żydowską.
To jest świetna powieść, którą każdy Polak powinien przeczytać. Jest to przestroga dla współczesnych, że to już się kiedyś działo, że może zakończyć jak w 1939. Autor ustami boksera i gangstera w jednej osobie opisuje nam prawdę o przedwojennej Polsce, wszechobecnym antysemityzmie, polskim obozie koncentracyjnym (którego jakoby nigdy nie było), ogromnych różnicach klasowych. Jeszcze ją trawię w śnie i na jawie...
Szczepan Twardoch, Król Powieść Szczepana Twardocha „Król”to jedna z najgłośniejszych premier jesieni 2016 r. i czwarty tytuł tego autora w naszych zbiorach. Książka jest chwilami brutalna i pełna wulgaryzmów, a jednak czyta się ją wartko i docenia niewątpliwy talent narracyjny pisarza. Ciekawość budzi już okładka stylistyką przypominająca wydania utworów przedwojennych. Akcja toczy się w Warszawie, głównie w okolicach Nalewek,
(...)Kercelaka i ulicy Okopowej, w roku 1937, a więc w schyłkowym okresie II Rzeczpospolitej, tak chętnie idealizowanej i mitologizowanej obecnie. Tymczasem Twardoch ukazuje ogromne podziały społeczne – z jednej strony bojówki socjalistyczne, żydowskie, a z drugiej antysemickie – falangistów i ONR, getto ławkowe, narastanie konfliktu i atmosferę zagrożenia. Wrażenie robią sceny tortur w Berezie Kartuskiej. Narrator przenosi nas także w inny wymiar czasowy – do współczesnego Tel Awiwu. Głównym bohaterem jest żydowski bokser i bandyta-wrażliwiec Jakub Szapiro, będący na usługach oprycha jeszcze większego formatu, mającego „kontakty” z władzami państwa - Kuma Kaplicy. Wokół znajdują się i inne indywidua – Radziwiłek czy Pantaleon. Pojawiają się także postaci historyczne – Edward Rydz-Śmigły, Bolesław Piasecki, pułkownik Adam Koc, choć pokazane dość groteskowo. Są za to ciekawe portrety kobiet – od wyemancypowanych i nowoczesnych po dziewczyny z półświatka. Na tę gangsterską opowieść nakładają się kwestie polityczne, choćby próba zamachu stanu, która podobno ma swe potwierdzenie w dokumentach historycznych. Można też czytać powieść jako aluzję do współczesności i ostrzeżenie przed polaryzacją społeczeństwa. Ryzykownym, bo wtórnym zabiegiem wydaje się być wprowadzenie do tekstu kaszalota Litaniego, który sugeruje swą obecnością, że bohaterowie znajdują się we władaniu wszechpotężnej siły niweczącej ich plany i czyniącej wysiłki bezowocnymi. Ta postać przywodzi bowiem na myśl poprzednią książkę Twardocha, w której również pojawiła się instancja wyższa w postaci tytułowego Dracha. Mimo krytycznej uwagi powieść naprawdę warto przeczytać! Ewa Klimasek – PBP Oborniki
Kum Kaplica, Radziwiłek, Jakub Szapiro, Rafka, Emilia, Andrzej Ziembiński, Tiutczew, Rydz-Śmigły. To tylko niektóre z wielu postaci występujących w tej książce. Warszawa, lata 30te XX wieku. Dwóch gangsterów (Kaplica i Radziwiłek) oraz ich żołnierze żyjąc głównie z haraczy ale i narkotyków. Jakub mistrz bokserski jest egzekutorem pracującym dla Kuma. Pewnego dnia zabija Nauma Bernsztajna mającego między innymi syna Mojżesza.
(...).. Na ich życie nakłada się na sytuacja polityczną Polski międzywojennej. Na walkę Polaków z Żydami na ulicach, uczelniach w środowisku władzy. Ich spokój i poukładane życie zostaje w końcu zburzone przez te walki. Zostają wciągnięci w wir wydarzeń. Kto lubi sansacyjną fabułę nałożoną na wątki historyczne po tę książkę sięgnie. Kto nie lubi - nie musi jej czytać. Ja tę pozycję serdecznie POLECAM. Po jej lekturze na pewno sięgnę po kolejne pozycje Szczepana Twardocha.
Wbrew opinii części krytyków uważam, że to doskonała proza. Bardzo mocna, a jednocześnie w zupełnie zaskakujący sposób opisująca, wydawałoby się, "zapisany na śmierć" temat. Czytelnik ma okazję poznać tę oś podziału naszego społeczeństwa, która dzisiaj nadal, a może dzisiaj szczególnie wyraźnie, polaryzuje Polaków. I jedna konkluzja: jak blisko od polityki do mafii ;-)
wciągająca opowieść. Autor ukazuje życie przedwojennej Warszawy. Historie zgrabnie mieszając z literacką fikcją.
Warszawa XX wieku, a dokładnie lata między wojenne oraz czasy II wojny światowej. Głównymi bohaterami są Mojsze Bernsztajn - młody chłopak, który jest półsierotą, a także Jakub Szapiro - bokser, mistrz Warszawy, a także gangster. Do głównych bohaterów należy również zaliczyć Kuma Kaplicę, który walczy z falangistami, jest socjalistycznym gangsterem, a także szefem Szapiro. Na początku poznajemy rodzinę Bernsztajnów,
(...)Żydów. Jest to czteroosobowa rodzina, której głowa rodziny prowadzi własny sklep, który przynosi znikome zyski. Pewnego dnia w lokalu Bersztajna pojawia się Szapiro, który żąda haraczu w imieniu Kuma Kaplicy. Przedsiębiorca nie ma pieniędzy, żeby zapłacić w pierwszym tygodniu, ale również w drugim, co jest tragiczne w skutkach. Jakub Szapiro pojawia się w jego mieszkaniu i na oczach rodziny wyciąga go z domu, do którego już nigdy nie powróci. Młody siedemnastoletni Mojsze postanawia coś zrobić ze swoim życiem i tego samego dnia opuszcza swój dom pozostawiając w nim matkę i brata. Nie wiedząc, co dokładnie stało się z jego ojcem, przyłącza się do Jakuba Szapiry, który nie widzi w tym problemu. Mojsze podejrzewa, a wręcz jest pewny, że bokser zabił jego brata, ale nie przeszkadza mu to. Gdy tylko dostaje się pod skrzydła pierwszego urki Kuma Kaplicy chłopak poznaje lepsze życie. Jada w najlepszych lokalach Warszawy, jeździ nowoczesnym autem, odwiedza miejsca, o których wcześniej nie miał pojęcia, ale nie miał prawa wstępu. Nawet zamieszkał wraz z Jakubem i jego rodziną. Mojsze uczestniczył we wszystkim co Szapiro robił. Był jak jego cień. Często znajdował się w niebezpiecznych miejscach oraz sytuacjach. Historia opisana w książce wydaje się, że przedstawiona jest z perspektywy Mojsze Bernsztajna, który swoje wspomnienia przeplata je z teraźniejszością. Autor zastosował tu ciekawy twist, lecz mam wrażenie, ze niekoniecznie udany. Choć jest to ciekawy zabieg, mi osobiście przeszkadzał, gdyż mam wrażenie, że w niektórych momentach był niepotrzebny, a wręcz nietrafiony. Autor poruszył temat poważny, a mianowicie porachunki pomiędzy Warszawą polską, a żydowską. Jest to temat dość ciężki, a odnoszę wrażenie, że autor potraktował go po macoszemu i niestety przedłożył porachunki gangsterskie nad ten ważny temat. W książce pojawiają się również opisy bijatyk, morderstw a także scen pełnych seksu. Są krótkie, ale intensywne i dynamiczne. Król to moje pierwsze spotkanie z twórczością Szczepana Twardocha. Mam bardzo mieszane uczucia, ale z pewnością to nie będzie moje ostatnie spotkanie z autorem. Czytałam wiele dobrego o tym autorze, a zwłaszcza o jego innych książkach, więc z pewnością za jakiś czas powrócę do Twardocha i mam nadzieję, że następnym razem się nie zawiodę. To spotkanie uważam za bardzo średnie. Na długo w pamięć mi nie zapadnie.
Absolutnie genialna, nie tylko historia, ale też forma podania. Wspaniale stworzona postać Jakuba Szapiro, w dużej części zależna od narracji. Po prostu trzeba to znać.
Szczepan Twardoch to jakość sama w sobie. Ogromnie utalentowany pisarz. Książkę ciężko mi było zacząć, ale gdy już się wciągnęłam to musiałam dokończyć. Wciągająca narracja na dwóch płaszczyznach czasowych, mocne przeżycie historyczne a przy okazji emocjonalne, dodatkowo mocniejsze, jeśli ma się swoje dzieci. Polecam!
Dobrze się czyta, historia wciąga. Okres miedzywojenny pokazany z tej mniej ładnej strony. W mojej głowie pozostali gangsterzy ochydni, brutalni, lewicujacy oraz historyczni politycy prawicowi II RP nie pozostający im nic dłużni. Czytając ksiażkę w roku wyborczym autor, przy okazji dobrej porcji rozrywki, utwierdził mnie w przekonaniu, że zarówno skrajna prawica jak i skrajna lewica prezentują te cechy, z którymi nie chcę się idetyfikować.
Pozycja została dodana do koszyka.
Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej
SOWA OPAC :: wersja 6.4.1 (2024-11-08)
Oprogramowanie dostarczone przez SOKRATES-software.
Wszelkie uwagi dotyczące oprogramowania prosimy zgłaszać w bibliotece.
Szczepan Twardoch, autor, stał się sławny kilka lat temu. Pokazywał się wszędzie, udzielał wywiadów, reklamował książki własnego pióra oraz manifestował swoim wizerunkiem – intelektualnego przystojniaka dbającego o każdy detal zarówno w pisanych powieściach, jak i starannej prezencji samego siebie. Dobry gust to podstawa, brzmi za pewne jego motto. Dla mnie ktoś taki pazurami walczy o byt i sławę, bo powieści jego pióra same się nie wybijają. Nie mają szans. Jemu się co prawda udało, o czym świadczy zdobyty status jednego z najlepszych pisarzy naszego polskiego poletka literackiego oraz zdobyte nagrody czytelnicze, ale i tym też można wiele zarzucić.
„Król” jest osadzony w tematyce żydowskiego półświatka, gangsterskiego podziemia (choć czasem ów żydówki klimat przeplata się z chrześcijaństwem, z jidysz, antysemityzmem, czy syjonizmem) i amatorowi trudno połapać się w tych mieszankach powieści. W tym całym miszmaszu, gdzie rządzą narkotyki, leje się wódka, prostytutki ulegają, a twoje miejsce w knajpie jest święte i nienaruszalne przez innego klienta. Kobiety są głupie, bite przez mężów w czterech ścianach własnych mieszkań, poniżane. Warszawa u Twardocha jest – bez owijania w ładne słowa – śmierdzącym silosem, kompostem społeczników. Nasza stolica spowita jest dusznym dymem tytoniowym, a korytami rzek płynie majona wódka. Brak poczucia własnej wartości, brak szacunku względem siebie, nie wspominając już o szacunku wobec innych. Tu wartość ma jedynie chwila obecna i zysk, najlepiej wymierny. Nic więcej. Byleby być na wierzchu. A że poleje się krew? Że będą ofiary? A czy to pierwszy raz? Wszystko kosztuje i wedle biblijnego przesłania, „coś za coś”.
Ta książka jest obleśna.
Sięgnęłam po nią tylko i wyłącznie z konieczności. Nie ukrywam – czekałam na petardę wyjątkowości. Wiele recenzji rozpływa się w anielskich zachwytach, a Twardoch jawi się w nich jako niebanalny pisarz, wyjątkowy wręcz, pisarz z wysokiej półki. Tak podeszłam do „Króla” i tak założyłam, że to będzie wyśmienita lektura. I co? Z mozołem dobiłam do sto pięćdziesiątej strony i poddałam się. Padłam na ring bokserski otumaniona szybkimi prawymi sierpowymi. I choć początek „Króla” mnie wkręcił, ba, wręcz bardzo zainteresował i udzielała mi się atmosfera sportowej ekscytacji walką na ringu. I choć poczułam się jak kibic siedzący obok Mosze Bernsztajna, późniejszego Mojżesza Inbara, patrzyłam na walczącego Jakuba Szapiro, mordercę na zlecenie, a kątem oka zerkałam na Kumę Kapicę, tak po setnej stronie straciłam cały entuzjazm. Gubiłam wątki, myliłam nowe postacie, stare zresztą też, bo pojawiają się inne ich imiona, nazwiska, czy pseudonimy. Nie łapiesz już ich przeszłości i wzajemnych korelacji. Żonglerka autora nijak ma się dla czytelnika, który nie zna żydowskiego półświatka powojennej Warszawy. Do tego wiecznie bicie, alkohol, poniżanie i mamona. I walka o władzę, o bycie Królem nawet we własnym domu.
Jeszcze ją trawię w śnie i na jawie...
Akcja toczy się w Warszawie, głównie w okolicach Nalewek, (...) Kercelaka i ulicy Okopowej, w roku 1937, a więc w schyłkowym okresie II Rzeczpospolitej, tak chętnie idealizowanej i mitologizowanej obecnie. Tymczasem Twardoch ukazuje ogromne podziały społeczne – z jednej strony bojówki socjalistyczne, żydowskie, a z drugiej antysemickie – falangistów i ONR, getto ławkowe, narastanie konfliktu i atmosferę zagrożenia. Wrażenie robią sceny tortur w Berezie Kartuskiej. Narrator przenosi nas także w inny wymiar czasowy – do współczesnego Tel Awiwu. Głównym bohaterem jest żydowski bokser i bandyta-wrażliwiec Jakub Szapiro, będący na usługach oprycha jeszcze większego formatu, mającego „kontakty” z władzami państwa - Kuma Kaplicy. Wokół znajdują się i inne indywidua – Radziwiłek czy Pantaleon. Pojawiają się także postaci historyczne – Edward Rydz-Śmigły, Bolesław Piasecki, pułkownik Adam Koc, choć pokazane dość groteskowo. Są za to ciekawe portrety kobiet – od wyemancypowanych i nowoczesnych po dziewczyny z półświatka. Na tę gangsterską opowieść nakładają się kwestie polityczne, choćby próba zamachu stanu, która podobno ma swe potwierdzenie w dokumentach historycznych. Można też czytać powieść jako aluzję do współczesności i ostrzeżenie przed polaryzacją społeczeństwa.
Ryzykownym, bo wtórnym zabiegiem wydaje się być wprowadzenie do tekstu kaszalota Litaniego, który sugeruje swą obecnością, że bohaterowie znajdują się we władaniu wszechpotężnej siły niweczącej ich plany i czyniącej wysiłki bezowocnymi. Ta postać przywodzi bowiem na myśl poprzednią książkę Twardocha, w której również pojawiła się instancja wyższa w postaci tytułowego Dracha.
Mimo krytycznej uwagi powieść naprawdę warto przeczytać!
Ewa Klimasek – PBP Oborniki
Warszawa, lata 30te XX wieku. Dwóch gangsterów (Kaplica i Radziwiłek) oraz ich żołnierze żyjąc głównie z haraczy ale i narkotyków. Jakub mistrz bokserski jest egzekutorem pracującym dla Kuma. Pewnego dnia zabija Nauma Bernsztajna mającego między innymi syna Mojżesza. (...) ..
Na ich życie nakłada się na sytuacja polityczną Polski międzywojennej. Na walkę Polaków z Żydami na ulicach, uczelniach w środowisku władzy. Ich spokój i poukładane życie zostaje w końcu zburzone przez te walki. Zostają wciągnięci w wir wydarzeń.
Kto lubi sansacyjną fabułę nałożoną na wątki historyczne po tę książkę sięgnie. Kto nie lubi - nie musi jej czytać.
Ja tę pozycję serdecznie POLECAM. Po jej lekturze na pewno sięgnę po kolejne pozycje Szczepana Twardocha.
Na początku poznajemy rodzinę Bernsztajnów, (...) Żydów. Jest to czteroosobowa rodzina, której głowa rodziny prowadzi własny sklep, który przynosi znikome zyski. Pewnego dnia w lokalu Bersztajna pojawia się Szapiro, który żąda haraczu w imieniu Kuma Kaplicy. Przedsiębiorca nie ma pieniędzy, żeby zapłacić w pierwszym tygodniu, ale również w drugim, co jest tragiczne w skutkach. Jakub Szapiro pojawia się w jego mieszkaniu i na oczach rodziny wyciąga go z domu, do którego już nigdy nie powróci.
Młody siedemnastoletni Mojsze postanawia coś zrobić ze swoim życiem i tego samego dnia opuszcza swój dom pozostawiając w nim matkę i brata.
Nie wiedząc, co dokładnie stało się z jego ojcem, przyłącza się do Jakuba Szapiry, który nie widzi w tym problemu. Mojsze podejrzewa, a wręcz jest pewny, że bokser zabił jego brata, ale nie przeszkadza mu to.
Gdy tylko dostaje się pod skrzydła pierwszego urki Kuma Kaplicy chłopak poznaje lepsze życie. Jada w najlepszych lokalach Warszawy, jeździ nowoczesnym autem, odwiedza miejsca, o których wcześniej nie miał pojęcia, ale nie miał prawa wstępu. Nawet zamieszkał wraz z Jakubem i jego rodziną.
Mojsze uczestniczył we wszystkim co Szapiro robił. Był jak jego cień. Często znajdował się w niebezpiecznych miejscach oraz sytuacjach.
Historia opisana w książce wydaje się, że przedstawiona jest z perspektywy Mojsze Bernsztajna, który swoje wspomnienia przeplata je z teraźniejszością. Autor zastosował tu ciekawy twist, lecz mam wrażenie, ze niekoniecznie udany. Choć jest to ciekawy zabieg, mi osobiście przeszkadzał, gdyż mam wrażenie, że w niektórych momentach był niepotrzebny, a wręcz nietrafiony. Autor poruszył temat poważny, a mianowicie porachunki pomiędzy Warszawą polską, a żydowską. Jest to temat dość ciężki, a odnoszę wrażenie, że autor potraktował go po macoszemu i niestety przedłożył porachunki gangsterskie nad ten ważny temat. W książce pojawiają się również opisy bijatyk, morderstw a także scen pełnych seksu. Są krótkie, ale intensywne i dynamiczne.
Król to moje pierwsze spotkanie z twórczością Szczepana Twardocha. Mam bardzo mieszane uczucia, ale z pewnością to nie będzie moje ostatnie spotkanie z autorem. Czytałam wiele dobrego o tym autorze, a zwłaszcza o jego innych książkach, więc z pewnością za jakiś czas powrócę do Twardocha i mam nadzieję, że następnym razem się nie zawiodę. To spotkanie uważam za bardzo średnie. Na długo w pamięć mi nie zapadnie.